Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
wiadomości

Rodzice Winią Lekarzy, Lekarze - Rodziców

22-tygodniowa wnuczka pani Anieli chorowała od kilku dni. Rodzice leczyli dziecko prywatnie, jednak oboje normalnie pracowali. Dziewczyn­ka pozostawała pod opieką babci. Niestety, feralnego dnia stan dziecka bardzo się pogorszył.

 

- Ponieważ przychodnia, w której leczyli­śmy wnuczkę, jest czynna dopiero po południu, postanowiłam nie czekać. Załatwiłam samochód i pojechałam z dzieckiem do szpitala - wspomi­na pani Aniela.

W Szpitalu Śląskim w Cieszynie kobieta zjawiła się około godz. 10.20 i natychmiast skie­rowała się na oddział pediatryczny.

- Ordynator wyszedt, więc mu mówię, że nie mam skierowania, ale dziecko ciężko oddycha, dusi się, okropnie kaszle i płacze. Odpowiedział, żebym czekała i poszedł na oddział. Po jakimś czasie zjawił się ponownie i znowu kazał cze­kać. Przez półtorej godziny byłam w poczekalni zupełnie sama z tą moją jęczącą wnuczką. Do­piero koło godziny 12 ordynator przysłał lekar­kę, która zbadała dziecko i stwierdziła, że stan jest bardzo ciężki - wspomina ustronianka.

Lekarze wezwali karetkę i natychmiast przewieźli dziewczynkę na oddział intensyw­nej opieki medycznej szpitala w Jastrzębiu. Tam wnuczka pani Anieli przebywała kilka dni. Kie­dy wróciła do Cieszyna, rodzice spotkali się z ordynatorem.

- Ten oburzony stwierdził, że dziecko przy­jechało do szpitala z babcią, że dla nich wi­docznie ważniejsza jest praca, że było zagroże­nie życia i zacołi nas straszyć prokuraturą. A to, że przez półtorej godziny nikt w szpitalu nie zajął się dzieckiem, to czyja to jest wina? - pyta pani Aniela i dodaje, że dla lekarzy najważniej­sze było skierowanie, którego nie miała.

Zdaniem Józefa Lenika, ordynatora Od­działu Pediatrycznego Szpitala Śląskiego w Cieszynie, sytuacja wyglądała nieco inaczej. Lekarz nie wie wprawdzie, jak długo pani Anie­la czekała na pomoc, ale zapewnia, że nie trwało to półtorej godziny, a co najwyżej 10 minut.

- Dziecko trafiło na oddział bez skierowa­nia, a ta pani wcale nie zgłaszała, że stan jest ciężki. Spokojnie czekała w izbie przyjęć. Kie­dy zorientowaliśmy się, że ona tam jest, została przyjęta w ciągu 10 minut i jest na to dokumen­tacja - mówi J. Lenik.

Dodaje, że całej sytuacji winni są przede wszystkim rodzice dziewczynki. - Gdy dziecko jest ciężko chore, wzywa się pogotowie, a nie zostawia pod opieką starszej babci. Ja im po­wiedziałem, że dziewczynka miała do nas tra­fić w nocy, gdy wystąpiły duszności, a nie o godzinie 10 czy 11 i uważam, że jest to ewi­dentne zaniedbanie pielęgnacyjne, bo gdyby dziecko w międzyczasie zmarło, to kto by za to odpowiadał? Ci ludzie, zamiast być zadowolo­nymi, że pomoc została udzielona szybko i fa­chowo, dzięki czemu uratowaliśmy dziecko, są na nas obrażeni - stwierdza ordynator.

WITOLD KOŻDOŃ
źródło: G.Z.C
dodał: M.G.

Komentarze

0
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internautów. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane.
Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu.
Zobacz regulamin
Musisz się zalogować, aby móc wystawiać komentarze.
Nie masz konta? Zarejestruj się i sprawdź, co możesz zyskać.
To również może Ciebie zainteresować:
Ostatnio dodane artykuły: