Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
wiadomości

Kto wyrówna straty gospodarzy z Mnicha

Od wypadku minęły już nie­mal trzy miesiące, tymczasem mniszanie nie dostali żadnego odszkodowania. Co więcej, nie wiadomo, czy kiedykolwiek zo­baczą pieniądze. Firma, której lokomotywa spowodowała koli­zję, domaga się bowiem, by udo­wodnili, że… rzeczywiście zosta­li poszkodowani.

Do feralnego zdarzenia doszło w nocy 9 grudnia. Na skład cystern stojących na to­rach między Chybiem a Pruchną najechała lokomotywa. W ciągu kilkudziesięciu minut do okolicznych rowów przedosta­ło się około 20 ton oleju napę­dowego. Dzień później usuwa­niem skażenia zajęła się specja­listyczna firma, natomiast na grudniowej sesji Rady Powia­tu Cieszyńskiego przedstawi­ciele PKP oraz firmy, do któ­rej należała lokomotywa, za­pewniali, że wszystkie powsta­łe straty zostaną wyrównane.

- Obiecywali, że zjawią się u nas po Nowym Roku, tymcza­sem do dzisiaj nikogo nie było. Oni ładnie opowiadali, ale wi­dać, że chcą to załatwić jak naj­mniejszym kosztem - mówią Żertkowie i pokazują swoje pole rozjeżdżone ciężkim sprzętem.

- Poligon nam pod oknami zrobili. Jak patrzę na tę łąkę, chce mi się płakać. Nie mogło to się zdarzyć w Czarnolesiu? Mamy teraz same problemy, a przecież to nie my zawiniliśmy -mówi D. Żertka.

Już w grudniu mniszanie wysłali pismo do PKP w Kato­wicach. Kolej odpisała im, że znalazła winowajcę, którym jest Przedsiębiorstwo Transportu Kolejowego i Gospodarki Ka­mieniem w Zabrzu. Napisali więc do Zabrza, prosząc o wy­równanie strat. W odpowiedzi otrzymali pismo, w którym zabrzańska firma zwraca się do nich o określenie wysokości sa­tysfakcjonującego ich odszko­dowania za straty powstałe w produkcji rolnej.

„Prosimy o udokumentowa­nie powstałych strat w oparciu o powierzchnię i kategorię ska­żonych gruntów oraz o potwier­dzenie tych danych w odpowied­nim urzędzie administracji pań­stwowej" - pisze Ferdynand Wilk, członek Zarządu Przed­siębiorstwa Transportu Kolejo­wego i Gospodarki Kamieniem w Zabrzu.

- Jak my mamy oszacować straty? To przecież oznacza kosz­ty, które musielibyśmy ponieść -mówią Żertkowie i dodają, że oprócz rozjeżdżonej łąki zagro­żony jest los okolicznych drzew, a wypas bydła prawdopodobnie przez lata będzie niemożliwy.

- W dodatku strach pić wodę ze studni - stwierdza pan Mie­czysław.

Ferdynand Wilk w rozmo­wie z „Głosem" nie widzi jednak żadnego problemu. Informuje, że właśnie wysłał człowieka do Chybia, by na miejscu dogadać się z właścicielami gruntu.

- Jeśli rzeczywiście są jakieś straty, niech pani Żertka weźmie rzeczoznawcę i określi, ile chce pieniędzy. Pytaliśmy ją zresztą o to. Odpowiedziała, że nie wie. To skąd my możemy wiedzieć - stwierdza F.Wilk.

- Akcja trwa, ale dopiero wiosną, po zbadaniu gruntu, będziemy wiedzieć, czy skażenie zostało usunięte. Jeżeli pozosta­ną jakieś zanieczyszczenia, bę­dziemy dalej oczyszczać, a za straty zapłacimy, Myślę, że się dogadamy, gdyż do sprawy pod­chodzimy bardzo elegancko -zapewnia F. Wilk.

 

źródło: gzc
dodał: M.G.

Komentarze

0
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internautów. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane.
Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu.
Zobacz regulamin
Musisz się zalogować, aby móc wystawiać komentarze.
Nie masz konta? Zarejestruj się i sprawdź, co możesz zyskać.
To również może Ciebie zainteresować:
Ostatnio dodane artykuły: