Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
wiadomości

Przez Chlebowickie Górki (Pieszo z Jiczyna na Śląsk, odc. 8)

Kiedy już się nam udało opuścić hukwaldską gospodę ''U Zastávky'', wpadliśmy pod promienie słońca. ''Słoneczko, słonko, nasz złoty brat. Wędruje ciągle przez cały świat...'', przypomniała się piosenka z dzieciństwa. ''Słoneczko do nas woła zza gór, A ze słoneczkiem woła nasz bór: Uśmiechnij się, wyprostuj się, Słoneczko śpiewa i woła cię...''

Więc uśmiechnięci i wyprostowani zeszliśmy nad potok Ondřejnice. Tam jest i bufet, i miejsce, by wypocząć biernie lub czynnie. Ale my wśród ondrzejnickich kamieni podmywanych przez fale rozpaliliśmy kempingowy samowarek. Przygotowaliśmy herbatę, a nawet na strzelającym z kominka płomieniu udało się podgrzać bigos, który dzielnie przeżył dotychczasową wędrówkę wciśnięty na dno plecaka.

Słoneczko zaczęło wzywać do rzecznej kąpieli, choć – co tu ukrywać było to jeszcze dobrze przed Bożym Ciałem, a o Świętym Janie już nie wspominając. Zimna woda zmywała brudy Jiczyna, Sztramberku, Koprzywnicy i tej drogi, która pokryła się z nieszczęsnym samochodowym rajdem.

Niebieski szlak wiodący na Górki Palkowickie (Palkovické hůrky) prowadził stromo, wpierw po schodach, których liczenie stopni mogłoby dodatkowo zmęczyć, a potem już lesistą dróżką wśród buczyny do „Ławeczki Janáčka”. Kompozytor kupił sobie kawał lasu pod tamtejszą Babią Górą (Babí hůra), wydeptał ścieżynę, którą chodzą teraz turyści i spacerowicze, i na wysokości hukwaldzkiego zamku kazał postawić ławeczkę. Czy to ta sama? Śmiemy wątpić. Ale widok na warownię imponujący. Zatrzymują się tu niemal wszyscy, by podobnie jak Janáček usiąść, odpocząć i kontemplować widok na Hukvaldský hrád. A mistrz ponoć robił to dwa-trzy razy w tygodniu.

W ogóle to Leoš Janáček jest dumą Hukwaldów. Do tego stopnia, że w ustanowionym w 1993 roku nowym herbie tego miasteczka do srebrnych ostrzy na czerwonym polu biskupów ołomunieckich wkomponowano lirę, jako symbol sztuki muzycznej oraz siedzącą lisiczkę. To Lisiczka Chytruska (Liška Bystrouška), bohaterka jednej z Janáčkowych oper. Zresztą jej pomnik znajduje się w zwierzyńcu u stóp zamku. Stojąca ponad pół wieku figura namiętnie głaskana przez odwiedzających została co prawda przed rokiem ukradziona, ale właśnie teraz na dniach – o czym dowiedzieliśmy się w gospodzie z miejscowej mutacji jednego z ogólnoczeskich dzienników – została ponownie odsłonięta.

Dalej przez las, przez srebrnoszary sejmik buków. Wysypana żwirem droga (czyżby znowu miejsce na rajd?), wreszcie wiata. Nie zawsze turystyczne wiaty są zaznaczane na mapach. A szkoda. Przecież zdarza się – i wcale nierzadko – że zmęczeni, głodni, siadamy gdziekolwiek. Na zmurszałych pniach, trawie, chruszczących gałęziach i rzucamy się na niesione wiktuały. Ale gdybyśmy wiedzieli, że za dziesięć minut powolnym nawet marszem znaleźlibyśmy się w specjalnie przygotowanym dla takich łazęgów miejscu, to pewnie zacisnęlibyśmy zęby, zebrali się w sobie i poczłapali.

Po drodze skrót. Jeśli ominie się źródełko, o którym powiada mapa, i wieżę widokową, tuż pod Kubánkovem (najwyższym wzniesieniem Górek, 660 m npm.), a pójdzie się grzbietem czerwonym szlakiem spacerowym (vel edukacyjnym) można podziwiać panoramę na Koprzywnicę i niemalże płaski krajobraz Moraw. A po drugiej stronie dzięki wykarczowanym drzewom rozciąga się widok na Beskidy, uwieńczony szczytem Łysej Góry.

Zmierzając ku północy wyłania się Mistek z Frydkiem, a w dali kominy i Ostrawa. A tu niespodzianka. Ślicznie oświetlony sosnowy zagajnik. Czy to możliwe, by tyle sosen rosło sobie tak wysoko? Przecież one rozrastają się na nizinach lub na lekko pofałdowanych terenach. Na Mazowszu, Warmii, Mazurach i na Pomorzu tuż przy nadbałtyckich wydmach. Skąd one tu? Wyemigrowały za glebą?

A w którymś momencie zagadania – bo trudno milczeć, gdy się idzie przynajmniej we dwójkę – wyskoczył nagle na leśną drogę jeleń czy koziołek. Przemknął z wiatrem jakby spóźniony. A chwilę później było słychać dziwaczne odgłosy, ni to miauknięcia, ni to jęki. Zwierzę płakało, żaliło się, albo przywoływało kogoś. Obróciliśmy się w stronę dobiegających odgłosów. Z kilkanaście metrów powyżej, między rzadkimi rządkami drzew stał człowiek w niebieskiej koszulce. Miauczał, jęczał, kwiczał. Może chciał w ten sposób nawiązać łączność z mieszkańcami lasu? Drzewa szumiały i szumiały.

Zeszliśmy pod wieczór, kiedy słońce zniknęło już za linią horyzontu, na obrzeża Chlebowic. W czeskiej nomenklaturze turystyczno-krajoznawczej zwało się to „Chlebovice (chaty)” (Chlebowice – działki). Ułożyliśmy się w rozstawionym w zagajniku namiocie nie widziani i nie zauważeni. Przez tyralierę drzew migały do nas światła Frydka. Księżyc, będący w połowie drogi do pełni, świecił opętany. I przypomniała się inna piosenka, tym razem z repertuaru Jaremy Stępowskiego:

„Kaśka tańczy z Lolkiem,
księżyc świeci w oknie,
robi do niej oko.
Ej, księżycu blady,
jej nie weźmiesz na to,
zjeżdżaj stąd, fajtłapo!”

Zamknęliśmy namiot przed jego natrętnym blaskiem i tyle go widzieliśmy..

cdn.


(ÿ)

Dotychczas w ramach cyklu „Pieszo z Jiczyna na Śląsk” ukazały się:

źródło: ox.pl
dodał: BT

Komentarze

0
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internautów. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane.
Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu.
Zobacz regulamin
Musisz się zalogować, aby móc wystawiać komentarze.
Nie masz konta? Zarejestruj się i sprawdź, co możesz zyskać.
To również może Ciebie zainteresować:
Ostatnio dodane artykuły: