Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
wiadomości

Z perspektywy wózka. Wózkowicz na kolei czyli ludzka życzliwość mniej zawodna niż technika

Będąc samemu zdrowym i nie mając w najbliższym otoczeniu niepełnosprawnych odnosimy wrażenie, że współczesna przestrzeń publiczna jest coraz to bardziej dostosowana do możliwości osób poruszających się na wózkach. Wszak ikonki informujące o dostosowaniu do wózkowiczów widać w wielu miejscach. Są toalety dla niepełnosprawnych, podjazdy, windy, oznaczone w pociągach miejsca dla niepełnosprawnych i obszerna, przystosowana dla wózkowiczów toaleta w pierwszym wagonie. Dotychczas odnosiłam więc wrażenie, że osoby poruszające się na wózku mogą w miarę w pełni korzystać z przestrzeni publicznych.

Właśnie. Dotychczas odnosiłam wrażenie. Z akcentem na „dotychczas” i „odnosiłam wrażenie”. A że potrzebowałam opracować kolejną propozycję „Spacerów ze Zwrotem” wydawało mi się, że nic prostszego, jak wymyślić trasę spaceru do pokonania pchając inwalidzki wózek. A więc asfalt. Płaski teren. Żadnych schodów, żadnych błotnistych i wąskich ścieżek, żadnych przejść przez łąki i leśne ścieżki. I gotowe. Takich tras, z których propozycji zapewne też Czytelnicy chętnie skorzystają, na pewno znajdzie się kilka na dolańskiej części Zaolzia. No i początek i koniec trasy przy przystanku kolejowym, bo przed oczami miałam właśnie te wszystkie ikonki informujące o przystosowaniu dla wózkowiczów, które - starając się być bacznym obserwatorem otaczającego mnie świata - dostrzegałam, ale nigdy nie analizowałam pod kątem tego jak osoba na wózku miałaby daną przeszkodę pokonać.

Siadłam więc nad mapą i wymyśliłam przyjemny, niespełna 10-kilometrowy spacerek z Górnych Toszonowic do Dobracic pod Praszywą. Trasa zaplanowana, jutro jedziemy. Przyszło mi jednak do głowy: zadzwonię do Małgosi, ma córkę na wózku, to zapytam. I co się dowiaduję? Że oni jeżdżą z córką samochodem, więc przetestowane nie ma, ale wydaje jej się, że tylko niektóre pociągi są dostosowane, że te frydeckie chyba wcale, a nawet, jeśli trafię na pociąg, do którego uda mi się w Czeskim Cieszynie z wózkowiczem wsiąść, to na tych małych stacyjkach na pewno nie wysiądę, bo perony niedostosowane.

Porzucam więc myśl o frydeckim kierunku i spoglądam na mapę pod kątem, gdzie kursują „Elefanty”. Kolega Daniel, który zjeździł cały region wzdłuż i wszerz, tyle, że rowerem, podpowiada spacer pokopalnianymi terenami wokół Suchej. Sprawdzam w idos.cz. Jest! Ikonka wózka jest, a więc jedziemy.

Kupuję bilety i jazda w dół, zjazdem dla wózków. Podjeżdżamy pod windę na właściwy peron a ta nie działa. Sprawdzam sąsiednią – działa. Ale ta, której potrzebujemy – nie. Przesympatyczna starsza pani oferuje, że podejdzie do kas zgłosić problem. Spoglądam na zegarek. Ponad trzydziestominutowy zapas, jaki mieliśmy w momencie odchodzenia od kasy z zakupionymi biletami topnieje w oczach. Pociąg do Opawy, którym mamy jechać, odjeżdża 45 po. Wcześniej, 41 odjeżdża do Ostrawy. Z sąsiedniego peronu, na który winda działa. Zastanawiam się więc czy nie wsiąść, by przesiąść się w Kocobędzu. Oba bowiem pociągi zatrzymują się na tej stacji, a ten odjeżdża 4 minuty prędzej. Jednak pojawia się uczynna starsza pani z pracownicą Kolei, a ta mówi, że przeprowadzi nas przez tory. No to obchodzimy perony, przejeżdżamy przez torowisko i podjeżdżamy pod pierwszy wagon, ten dostosowany do niepełnosprawnych.

 

Konduktorka zdziwiona, że nie miała żadnego zgłoszenia, że będzie „wozickar”. Ja zdziwiona, że to trzeba wcześniej zgłaszać, skoro dany pociąg w systemie idos ma oznaczenie że jest dostosowany. Owszem, trzeba. I to dzień wcześniej… Przepraszam, tłumaczę, że nie wiedziałam. Obsługa miła, nie denerwuje się. Maszynista wychodzi z lokomotywy i uruchamia mechanizm platformy dla wózkowiczów. Platforma wysuwa się na peron. Wpychamy na nią wózek z Jotem, maszynista zamyka i zabezpiecza co trzeba, wciska guzik i… i nic!. Próbuje jeszcze raz, kolejny i kolejny. Nie działa, mechanizm martwy. Zrezygnowany znika w lokomotywie i przychodzi z dwoma odpowiednimi kluczami i korbą, by platformę przemieścić do wnętrza pociągu ręcznie. Wkłada klucz, przekręca korbę i… pyk, pyk, pyk – trzeszczy klucz obsuwający się najwyraźniej na jakichś kołach zębatych wewnątrz mechanizmu platformy. Platforma (z Jotem na wózku) zaklinowała się nieco nad poziomem peronu na zewnątrz pociągu i ani w te, ani we wte. Pociąg powinien już ruszać. A platforma ani drgnie w żadną stronę. Maszynista porzuca niesprawny mechanizm ręczny na korbę, przeciska się do wnętrza pociągu, łapie za platformę z tyłu i ciągnie, ja z konduktorką i panią kolejarką, która wcześniej przeprowadziła nas przejściem przez tory, pchamy. W końcu udało nam się jakoś wcisnąć platformę do wnętrza pociągu. - To może jak będziemy wysiadać to trzeba dwóch chłopa, by go z tym wózkiem po prostu wynieśli? - sugeruję. - Gdzie wysiadacie? - pyta maszynista. - W Suchej Górnej. - Dobrze, to przyjdę, poprosimy jeszcze jakiegoś pasażera i wyniesiemy. Oni tam w głębi Czech, gdzie produkują te wagony nie mają wyobraźni, jak wyglądają u nas perony – stwierdza maszynista i znika w szoferce. Ruszamy. Z dziesięciominutowym opóźnieniem. Tak więc jedyne co mi pozostaje to przeprosić tych pasażerów, którym trafiła się podróż tym właśnie kursem…

Kocobędz. Olbrachcice. No to kierujemy się w stronę wyjścia po drodze zaczepiając pierwszego napotkanego rosłej postury pasażera i prosząc o pomoc. Pociąg zatrzymuje się, po chwili zjawia się maszynista. Panowie łapią wózek, jeden z przodu, drugi z tyłu i wynoszą na peron. - No! I w dwie sekundy załatwione! - cieszy się maszynista. Dziękujemy, żegnamy się i ruszamy na spacer.

Podczas spaceru nie zaprzątam sobie głowy myślami o powrocie. Jakoś to będzie. Ale o ile kajając się na czeskocieszyńskim peronie przed obsługą że nie wiedziałam że trzeba dzień wcześniej zgłaszać, że następnym razem zgłoszę i zastanawiając się jak zgłosić na którą godzinę zdążymy na pociąg powrotny już wiem, że nie tędy droga. Że zamiast nastawiać się na infrastrukturę kolejową dostosowaną do potrzeb osób niepełnosprawnych należy z góry nastawić się wyłącznie na ludzką życzliwość.

Tak też robimy w drodze powrotnej. Na przystanek w Suchej dochodzimy prawie kwadrans przed czasem. Na ławce siedzi dwóch wyrośniętych chłopaków. Zagaduję czy pomogą i wniosą wózek (z zawartością) do pociągu. Gdy maszyna podjeżdża nawet nie rozglądamy się za drzwiami z niebieską ikonką wózka. Chłopaki we trzech (między czasie dołączył do nich kolega) ładują wózek z Jotem do pierwszych lepszych drzwi tak szybko, że nawet nie zdążam uwiecznić tej nader prostej i błyskawicznej do wykonania operacji logistycznej na zdjęciu. Dziękujemy chłopakom i wciskamy wózek w pierwsze lepsze miejsce gdzie można nim stanąć by nie zablokować całego przejścia.

Przed Kocobędzem przychodzi konduktorka. Pyta czy damy radę wysiąść. Odpowiadam, że poproszę jakichś dwóch chłopów, bo – i opowiadam perypetie z techniką w drodze w tamtą stronę. W przedziale siedzi para młodych ludzi z plecakami. Proszę chłopaka. Nie ma problemu, pomoże. Rozglądam się za drugim. Znalazłam w następnym wagonie. Zresztą nie ma co panikować, pociąg kończy bieg w Czeskim Cieszynie. Gdy zatrzymuje się przy peronie chłopaki łapią wózek z Jotem i w dwie sekundy stawiają na peronie. Winda tym razem działa, możemy jechać do domu.

(indi)

źródło: ox.pl
dodał: indi

Komentarze

1
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internautów. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane.
Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu.
Zobacz regulamin
2020-08-23 11:13:46
koszor: Całe szczęście, że ludzie nie zawiedli. Nie jest łatwo osobom niepełnosprawnym, ale my sprawni musimy im dawać odczuć, że są tak samo wartościowi jak inni.
Musisz się zalogować, aby móc wystawiać komentarze.
Nie masz konta? Zarejestruj się i sprawdź, co możesz zyskać.
To również może Ciebie zainteresować:
Ostatnio dodane artykuły: